Zamiast samochodów sprzedają własne salony
Polscy dilerzy rezygnują z prowadzenia salonów samochodowych. Ich miejsce zajmują zachodni konkurenci. To efekt mizerii na polskim rynku motoryzacyjnym
Swój salon Mercedesa w podwarszawskim Piasecznie sprzedaje właśnie Jan Borowski. Nabywcą będzie międzynarodowa grupa PGA prowadząca w Polsce salony Bawaria Motors. To nie pierwszy przypadek tego typu. Gdy przed dwoma laty warszawski diler marki Renault Janusz Kiljańczyk sprzedawał swoją firmę macierzystemu koncernowi (dziś salony działają jako REAGroup/Kiljańczyk), o transakcji było głośno. Od tego czasu w całym kraju bez większego rozgłosu właściciela zmieniło kilkanaście salonów.
Rodzimi przedsiębiorcy coraz częściej uznają, że sprzedawanie samochodów jest nieopłacalne. Niekiedy, jak w przypadku salonu Fiata w Koninie, tak bardzo, że sprzedający był gotów pozbyć się placówki poniżej wartości księgowej.
W ubiegłym roku z mapy Polski zniknęło ok. 250 dilerów. Według danych firmy Samar, monitorującej rynek samochodowy, w całym kraju działa ich obecnie nieco ponad tysiąc. Średnia sprzedaż na punkt dilerski wyniosła w 2006 r. 143 auta. To zbyt mało, by na dłuższą metę utrzymywać kosztowny biznes. A prognozy na bieżący rok mówią jedynie o niewielkim, 4 - 5-proc. wzroście sprzedaży nowych samochodów w Polsce.
Słabość polskich dilerów wykorzystują przede wszystkim zachodnie, mocne finansowo grupy. Liczą one na rozwój polskiego rynku, na którym zdaniem specjalistów można sprzedać co najmniej 400 tys. aut rocznie, a nie ponad 200 tys., jak to ma miejsce obecnie. Do Polski w ostatnich latach weszło już kilka światowych sieci dilerskich, np. REA, Inchcape, PGA.- Bessa na rynku pozwala kupić tanio, co wykorzystują zagraniczne firmy, ale nie tylko one. Dzięki temu, że niedawno przejęliśmy salon w Zielonej Górze, utrzymaliśmy zeszłoroczną sprzedaż. Bez tego byłaby niższa o jedną trzecią - ocenia Jacek Burlaga z poznańskiej firmy ACM prowadzącej salony Fiata.
Diana Poteralska-Łyżnik, rzeczniczka BMW Polska, przyznaje, że niektórzy polscy sprzedawcy tej marki zostali już przejęci przez zachodnie sieci. - Prowadzenie salonu BMW wiąże się ze znacznymi kosztami. Koncern wymaga bowiem spełniania wysokich standardów, a przy niewielkiej sprzedaży trudno na takie wydatki zarobić - wyjaśnia rzeczniczka BMW Polska.
- W 2006 r. sprzedałem prawie tysiąc aut, ale na tym nie zarobiłem. Większość klientów stanowiły firmy leasingowe żądające znacznych zniżek przy zakupach - przyznaje Maciej Konarzewski, prezes spółki Mototransus prowadzącej salon Fiata w Warszawie. Niektóre modele sprzedawał nawet ze stratą, licząc, że zarobi na obsłudze serwisowej, która jest najbardziej opłacalną częścią tego biznesu.
Także Krzysztof Bołtowicz, warszawski diler Alfa Romeo, gdyby nie zaczął oferować wynajmu samochodów, ubiegły rok zakończyłby stratą. Sprzedaż aut była zbyt mała, a koszty wysokie. Zdaniem Bołtowicza dilerzy w tym roku borykać się będą z kolejnymi problemami. Do wynikających z niskiej sprzedaży dojdą rosnące koszty utrzymania personelu. Mechanicy z łatwością znajdują lepiej płatną pracę za granicą albo u podkupującej pracowników konkurencji.Zdaniem Adama Pietkiewicza, prezesa Polskiej Grupy Dealerów, przyszłość należy do centrów sprzedaży kilku marek prowadzonych przez regionalne lub ponadregionalne grupy.
- Duży może więcej. Dzięki ofercie grupowej zdobyliśmy wiele znaczących kontraktów, których realizacja dla pojedynczego dilera byłaby bardzo trudna. W grupie można obniżyć też koszty marketingowe, administracyjne, księgowe, wyposażenia warsztatów czy zakupu reklam - dodaje szef PGD.
Tworzenie grup, które pozwolą dilerom samochodów zwiększyć rentowność, wymusił pod koniec zeszłego roku Nissan Poland. Rozwiązano umowy z piętnastoma sprzedawcami i powołano tzw. dilerów głównych. - Pozostawiając 20 wybranych sprzedawców, wzięliśmy pod uwagę ich gotowość do rozwoju działalności i możliwościfinansowe - wyjaśnia Michał Maske, rzecznik Nissana w Polsce.
ADAM MACIEJEWSKI
Kryzys zbiera żniwo |
Przejmowanie salonów samochodowych przez zagraniczne firmy jest wynikiem sześciu lat kryzysu w branży oraz systematycznego spadku rentowności punktów dilerskich. Na dodatek z powodu zmiany przepisów w ostatnich trzech latach znacznie wzrosły koszty autoryzacji przyznawanych przez koncerny. Nowe wytyczne i standardy dla firmowych salonów weszły w najgorszym z możliwych momentów, gdy nie tylko spadł popyt na nowe auta, ale także lawinowo wzrosła liczba używanych sprowadzanych z Zachodu. |
Maleje liczba salonów samochodowych w Polsce |
||
Brak zysków zmusza dilerów do wychodzenia z biznesuSprzedaż aut staje się coraz mniej opłacalna. W 2006 roku z rynku zniknęło ok. 250 salonów samochodowych. W całym kraju działa ich nieco ponad tysiąc. Średnio każdy diler sprzedał w 2006 r. 143 auta źródło: Samar |
Dilerzy sprzedają salony
Sprzedaż aut w Polsce przestaje być opłacalna. Tylko w ubiegłym roku zniknęła jedna piąta salonów samochodowych.
- Kondycja finansowa branży jest słaba - przyznaje Marek Konieczny z Polskiej Izby Motoryzacji. Powody to malejąca sprzedaż nowych samochodów (ponad 200 tys. aut w 2006 r.) oraz rosnące koszty utrzymania salonów.
Eksperci uspokajają, że coraz mniejsza liczba salonów nie będzie oznaczać podwyżek cen samochodów ani kosztów napraw. Na rynku wciąż utrzymuje się ostra konkurencja. Jeśli obecna tendencja się utrwali, klienci będą mieli coraz dalej do sprzedawców nowych aut.
a.mac.