Wymagania producentów w górę, a marże dilerów w dół
Obowiązująca od czterech lat unijna dyrektywa, ułatwiająca konkurencję między salonami samochodowymi, nie spełniła oczekiwań. Ceny nie spadły tak, jak się spodziewano. Koncerny natomiast podniosły dilerom standardy przy sprzedaży samochodów
N Polska
ma najnowocześniejszą sieć sprzedaży samochodów, która
jednak nie może na siebie zarobić (c)
WOJKTEK JAKUBOWSKI / KFP
owe przepisy dają prawo do handlowania w salonach więcej niż
jedną marką samochodów. Dzięki temu ceny miały spaść nawet o
kilka - kilkanaście procent. Koncerny odpowiedziały natychmiast
podniesieniem wymagań wobec firm, które chciały w swoich
salonach prowadzić sprzedaż różnych marek.
Ankietę oceniającą skutki uwolnienia konkurencji w handlu samochodami przeprowadziła firma Booz Allen Hamilton wśród 600 sprzedawców aut z Niemiec i Austrii. Połowa dilerów z tych krajów przyznała, że wbrew oczekiwaniom ceny nowych samochodów nie spadły.
Według 71 proc. sprzedawców wraz z wprowadzeniem swobodniejszych zasad wyboru marek, którymi chce się handlować, wzrosła ich zależność od producenta. Koncerny wprowadziły bowiem wyższe standardy, jakie spełniać mają dilerzy przy sprzedaży nowych aut oraz w ramach usług serwisowych. Wraz z obniżaniem marż doprowadzono do sytuacji, w której zmniejszała się liczba autoryzowanych salonów.
Podobnie jest też w Polsce, gdzie przepisy o wolnej konkurencji zaczęły obowiązywać wraz z wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej. Polscy sprzedawcy rozwijali swoje salony głównie na kredyt, licząc na rosnący popyt. Niestety, otwarcie granic sprawiło, że wjechało do nas prawie 1,8 mln używanych samochodów z Unii. To potężna konkurencja dla nowych aut.
Pod koniec lipca 2004 roku sprzedano w Polsce 22 tysiące nowych samochodów, czyli o jedną czwartą mniej niż rok wcześniej. Średnia cena auta wynosiła wówczas 58,9 tys. złotych. Pod koniec marca 2006 wzrosła do 65,7 tys. zł, czyli o prawie 12 proc. więcej.
- Ta czysto statystyczna podwyżka wynika z załamania popytuna małe i tanie auta. Średnią rynkową zawyżyły samochody drogie, kupowane przez przedsiębiorców - wyjaśnia Wojciech Drzewiecki, szef firmy Samar monitorującej rynek. Z jej danych wynika, że w Polsce działa 1270 dilerów, którzy dysponują 1549 punktami sprzedaży. Najmniejsza średnia sprzedaż w przeliczeniu na dilera w 2005 roku to niespełna 87 aut w województwie podlaskim, a największa to 257 w mazowieckim.
- Obecnie Polska ma najnowocześniejszą sieć sprzedaży, która jednak nie może na siebie zarobić, bo od trzech lat popyt spadł już o połowę. Wkrótce dojdzie do upadłości i przejęć przez posiadające kapitał spółki zagraniczne - uważa Roman Kantorski, prezes Polskiej Izby Motoryzacji. Jego zdaniem możliwości rozwoju dilerów u nas są ograniczone także dlatego, że znaczną część przychodów zabrały sieci tzw. szybkich serwisów, nastawione głównie na proste naprawy, polegające na wymianie oleju w silniku czy zamontowaniu nowego tłumika zamiast starego.
- Dodatkowe obciążenie przynosi konieczność obsługi tzw. flot. Zamówienia dużych firm przyjmuje bezpośrednio koncern, ale wydanie samochodu spada na pojedynczego dilera, który czasem dostaje za to tylko 150 złotych - podkreśla szef PIM.
Z ankiety przeprowadzonej wśród zachodnich sprzedawców wynika, że spodziewają się oni dalszego spadku liczby firm dilerskich, przede wszystkim w regionach wiejskich. Wprawdzie widoczny jest powolny wzrost udziału w rynku punktów wielomarkowych, jednak - jak zauważają autorzy raportu - jest to procesdużo wolniejszy od zakładanego. Niewielu dilerów pragnie skorzystać z możliwości otwierania punktów sprzedaży na rynku wspólnotowym. Jedynie 11 proc. po zniesieniu tzw. klauzuli lokalizacji zauważyło w swoim bezpośrednim sąsiedztwie pojawienie się grup dilerskich z innych regionów, a tylko 5 proc. - obecność firm zagranicznych. Jednak co czwarty z pytanych bierze pod uwagę rozszerzenie swojej działalności o nowe lokalizacje.
ADAM MACIEJEWSKI
Auta nie mogą być tańsze |
||
Na przykładzie własnych salonów widzę, że dyrektywa GVO, mająca ułatwić konkurencję, nie sprawdziła się. Ceny samochodów nie spadły. I nie mogły spadać w sytuacji, gdy polscy dilerzy zostali zmuszeni do ogromnych inwestycji w rozbudowę salonów. Równocześnie sprowadzono do Polski setki tysięcy używanych aut z Zachodu i spadł popyt na nowe pojazdy. To sprawiło, że dilerzy choć utrzymali dotychczasowe marże zarabiali zdecydowanie mniej. Z tych pieniędzy musieli dodatkowo spłacać kredyty zaciągnięte na rozbudowę i utrzymywać salony na przyzwoitym poziomie. Zamiast spadku cen mieliśmy upadki małych rodzinnych salonów, które nie mogły podjąć się znacznych inwestycji. Nie chcę oceniać, czy to dobrze, czy źle, jednak w Niemczech wciąż jeszcze można spotkać samodzielne punkty sprzedaży samochodów, które w Polsce mogłyby być potraktowane jak trochę większa wystawa. |